Ohayō!

Japonia jest krajem równie tajemniczym, co fascynującym. Tymczasem każdy, kto rozpoczyna swoją przygodę z mangą czy anime, często od przypadkowo wybranego tytułu, zostaje rzucony od razu na głęboką wodę, gubiąc się wśród japońskiego sposobu myślenia i postrzegania rzeczywistości. Doświadczyłam tego na własnej skórze i przyznam, że z radością przyjmowałam każdą pomoc od kogoś bardziej doświadczonego. Ten blog powstał z myślą o takich osobach, jak ja kiedyś, stawiających swe pierwsze kroki w bardzo różnorodnym świecie m&a. Postaram się przybliżyć Wam kulturę Japonii, i przynajmniej niektóre z tych, tak odmiennych od naszych, zwyczajów. Oczywiście, ja też wciąż się uczę nowych rzeczy, więc za wszelkie uwagi, komentarze czy propozycje tematów będę bardzo wdzięczna :)

Mirāju-chan

niedziela, 12 grudnia 2010

Anime

Zgodnie z zapowiedzią, dziś będzie o anime.
Japończycy określają tym terminem każdą animację - nazwaliby tak naszego Reksia i Bajki z mchu i paproci, a także amerykańskiego Batmana i Spidermana (oczywiście, w wersji animowanej). Natomiast wszędzie poza japońskimi wyspami „anime” to film bądź serial animowany rodem właśnie z tych wysp. Z tego powodu ostatnimi czasy w Kraju Kwitnącej Wiśni na ich własne animowane produkcje mówi się raczej: „japanimation”.
Zagmatwane trochę to wyjaśnienie, a to ze względu na niedobór synonimów niezwiązanych ze słowem „animacja” w tym konkretnym znaczeniu. Ale, pamiętając jeszcze, jak za młodych lat (czytaj: w podstawówce), oburzało mnie samo brzmienie słowa „bajka” w odniesieniu do osławionej Czarodziejki z Księżyca, nie potrafię się przemóc, by go użyć w tym kontekście. Także wybaczcie.
Anime zaczęły powstawać, podobnie jak mangi, dopiero w dwudziestym wieku. I znowu zawinili twórcy kreskówek z USA, Rosji i Europy, których dzieła posłużyły jako odnośnik dla pierwszych anime. Tuż przed drugą wojną światową i w jej trakcie służyły one rządowi japońskiemu do celów propagandowych - gloryfikowały nacjonalizm i kult cesarza. Później, gdy do Japonii po wojnie wkroczyła amerykańska kultura, dokonujące się w społeczeństwie zmiany znalazły swoje odbicie w tematach poruszanych w anime. W wielu z nich można doszukać się (a czasami nie jest to takie znowu trudne) odniesień do konsumpcjonizmu, postępu technologicznego czy nowych religii. Nie trzeba daleko szukać - Dragon Ball jest osadzony w alternatywnym świecie, podzielonym na zaawansowane technicznie miasta (w moim odczuciu bardzo amerykańskie) i obszary „dzikie”, bardziej zbliżone kulturowo do Japonii, a Czarodziejka z Marsa chodzi do chrześcijańskiej szkoły prywatnej, choć jest kapłanką shintoizmu... W takich jednolitych społecznościach modny w anime stał się bohater „idealny”, wyróżniający się ponad masy.
Te powojenne anime powstały w odpowiedzi na kreskówki Disneya, MGM i braci Warner. Od Disneya wzięła się też podobno koncepcja wielkich oczu, tak charakterystycznych dla japońskiej animacji. Większość anime to seriale, zwykle oparte na mangach, choć istnieją i samodzielne produkcje, jak Sazae-san (pierwsze i najdłuższe anime w historii), Bajki japońskie czy (przeklęty) Pokemon. Najczęściej łączą w sobie wiele tematów i gatunków, które są tak różnorodne, jak w przypadku zwykłych filmów aktorskich.
Idę o zakład, że wszyscy znacie anime. Nawet, jeśli nie wiecie, że to właśnie anime. Jeśli chcecie się przekonać - oto lista japońskich produkcji animowanych wyemitowanych w Polsce (z obrazkami), uporządkowanych według stacji telewizyjnych. Na wielu z nich się wychowałam, a nigdy bym nie powiedziała, że to anime... A Wy?

środa, 8 grudnia 2010

Manga

No dobrze, wszystko pięknie, ale zacznijmy może od absolutnych podstaw. W końcu jaką mam gwarancję, że ktoś, kto tu trafi, w ogóle wie, o czym ja piszę? Grunt to dobre podstawy.
O samej Japonii pisać w tym poście nie będę, bo temat jest zbyt rozległy, a zresztą będzie się przewijał na tym blogu przez cały czas, a nie ma sensu się powtarzać. Każdy wie, że Japonia jest, że leży jeszcze dalej niż koniec Syberii, a reszta wyjdzie w praniu. Mam nadzieję.
Przejdźmy do mangi.
Jak wiele rzeczy japońskiego pochodzenia, manga oznacza co innego dla Japończyków, a co innego dla mieszkańców Zachodu (tak, z jakiegoś powodu mowa tu także o nas). Poza Nipponem (to jeszcze jeden przykład tego, co mówiłam przed chwilą, gdyż znaczy po prostu „Japonia” w języku japońskim) jest to każdy komiks, jaki został wydany w Kraju Kwitnącej Wiśni - chociaż ostatnio niekoniecznie, gdyż pojawia się coraz więcej mang narysowanych w innych krajach; jednakże zwykle tworzy się je na wzór japoński. Tymczasem gdybym zapytała pierwszego z brzegu rdzennego mieszkańca Tokio, czym jest manga, prawie na pewno powiedziałby, że to drzeworyty z epoki Edo albo humorystyczne rysunki publikowane w gazetach. Chyba żeby wiedział, co o mandze wiedzą mieszkańcy Zachodu i w jakiś sposób zorientował się, że do Japonki jestem podobna jak papuga do pingwina. To, co my rozumiemy jako mangę, oni nazywają komikku albo po prostu comics - jak w przypadku wielu pojęć dawniej nieznanych Japończykom, widać tu wyraźny wpływ amerykanizmów. W końcu manga jako taka pojawiła się dopiero w XX wieku, a to za sprawą zachodnich artystów, sprowadzonych do Japonii, by nauczyli tamtejszych rysowników, że obrazy, przekazując treść, nie muszą zaniedbywać formy.
Mangi - w sensie komiksu - w Japonii mają o wiele większe znaczenie niż w jakimkolwiek innym kraju; traktuje się je jako formę sztuki, a także popularną literaturę - co, ze względu na specyfikę języka japońskiego, jest dość zrozumiałe. Powstają mangi skierowane do różnych grup wiekowych, na praktycznie każdy temat. Są mangi dla dziewcząt, skupione na tematyce przyjaźni i miłości, i dla chłopców, gdzie spotkamy gigantyczne roboty i adeptów sztuk walki. Mamy w formie mangi bajki dla dzieci, melodramaty i erotyki - te lekkie i te mniej. Podobno są też poradniki, podręczniki, książki kucharskie i ulotki z poszukiwanymi przestępcami. Możliwości są praktycznie nieograniczone - jedyny zakaz dotyczy sprzedaży dzieł uznanych za „ogólnie nieprzyzwoite” (sprzedaży, nie publikacji ani tworzenia ^^. W dodatku w Japonii istnieje duży margines dotyczący tego, co jest nieprzyzwoite). No i należy zaznaczyć, które tytuły przeznaczone są dla jakiej grupy odbiorców, żebyśmy nie zastali pięciolatka nad mangą hentai (mangi erotyczne cięższego typu).
Zwykle nowe mangi są publikowane w specjalnych magazynach, w odcinkach. Jeśli manga staje się popularna, może doczekać się publikacji w formie tankōbonu - wydawanej w cyklach niedużej książeczki, zawierającej w sobie kilka odcinków jednej mangi w kolejności chronologicznej. Taka książeczka ma kolorową okładkę, czasami również kilka stron jest kolorowych i błyszczących, ale reszta to czarno-białe rysunki. Mangi rysuje się w porządku od strony prawej do lewej i tak należy je czytać - z wyjątkiem tych tłumaczonych na Zachodzie, które zostały „odwrócone” (szczęśliwie jest to zwalczana praktyka). Styl rysowania znajduje się gdzieś pomiędzy realizmem a typowym rysunkiem komiksowym. Charakterystyczne jest dla niego wyolbrzymianie pewnych cech wyglądu postaci - długie nogi, wielkie oczy i jeszcze większe biusty - co oczywiście nie jest regułą, gdyż wielu twórców zbliża się bardziej do realizmu, tworząc jednak postacie w taki sposób, że nie mamy wątpliwości, czy mamy przed sobą mangę, czy zwykłe rysunki. Kreska różni się w zależności od autora, właśnie ona często jest wizytówką twórcy - inaczej rysuje Akira Toriyama, inaczej Naoko Takeuchi, inaczej panie z CLAMP-u.

Przykładowe prace mniej lub bardziej znanych mangaków (kliknijcie sobie na obrazek, to będzie w lepszej jakości):

Fujio Akatsuka

 CLAMP

 Mihona Fujii

Tōru Fujisawa

 Akimine Kamijō

 Hayao Mizayaki

Naoko Takeuchi

Akira Toriyama 



Na dziś to tyle - w następnym poście zajmę się tematem anime.